The Great War! Dobre!
Zapraszamy do rejestracji na naszym forum Pomocny będzie dla Was Przewodnik dla nowych użytkowników. Bawcie się dobrze!
Napisany 27 czerwca 2019 - 09:13
Napisany 05 lipca 2019 - 01:09
Oglądacie te krótkie filmiki o nowej płycie? Wyszła właśnie część trzecia. Jocke twierdzi, że drugi utwór "Seven Pillars of Wisdom" ma najlepsze gitary i perkę w historii Sabatonu
https://www.youtube....h?v=bVypTtwC6zo
Napisany 07 lipca 2019 - 03:14
Oglądacie te krótkie filmiki o nowej płycie? Wyszła właśnie część trzecia. Jocke twierdzi, że drugi utwór "Seven Pillars of Wisdom" ma najlepsze gitary i perkę w historii Sabatonu
Oglądałem wszystkie trzy części. A co Seven Pillars of Wisdom, to na pewno Jocke podbudował moją ciekawość i chęć jak najszybszego odsłuchania tego utworu. Aczkolwiek mimo wszystko uważam na to, kiedy ktoś z Sabatonu mówi o czymś, że jest najlepsze z ich dyskografii. Wydaje mi się, że przeczytałem gdzieś jak Par mówił że The Last Stand jest ich najlepszym albumem, co wydaje mi się śmieszne (mimo mojej sympatii do tego albumu).
Napisany 15 lipca 2019 - 09:39
Napisany 18 lipca 2019 - 07:22
Jutro premiera. Słyszeliście ten rosyjski cover nowego utworu? Brzmi fajnie ale zastanawiam się czy to ten Rosjanin tak podkręcił klimat disco czy rzeczywiście ten kawałek taki będzie.
https://www.youtube....h?v=hRow6G5wQIw
Napisany 19 lipca 2019 - 08:01
Aktualnie leci u mnie końcówka "In Flanders Field", więc mogę powiedzieć że jestem już kilku przesłuchaniach płyty.
Jest o wiele lepiej niż się spodziewałem, ale po kolei:
- The Future of Warfare: od początku brzmienie znane z TAoW, więc moje ulubione. Gitary do przodu, masywne chóry, dobre solo i fajna melodia. Mam jednak problem ze zwrotkami i niskimi wokalami Jockego. Całość jednak na plus
- Seven Pillars of Wisdom: PETARDA! Jak dla mnie jeden z najlepszych utworów na płycie, ma dokładnie to, za co cenię Sabatony od początku ich twórczości. Świetny motyw główny, konstrukcja utworu i nasi Szwedzi którzy w końcu zrobili użytek ze swoich instrumentów i naprawdę na nich GRAJĄ. Zgadzam się po stokroć z Joakimem, że to jeden z najlepiej zagranych kawałków w ich karierze. Gdzieś słychać tu echa "White Death", ale jednak nie ma czego porównywać na zasadzie niebo, a ziemia
- 82nd all the way: nie wiedziałem, że Sabaton nagrał utwór do czołówki serialu o Pokemonach. Kawałek jest leciutki jak piórko, i przesłodzony bardziej niż maślany pączek posypany cukrem-pudrem. Powiedziawszy to stwierdzam jednak, że do samochodu będzie jak znalazł. Nie jest to szczyt możliwości zespołu, ale słucha się tego zadziwiająco dobrze. Myślę, że robotę robi tu brzmienie i produkcja albumu. York i spółka również na plus, mimo ewidentnie niepoważnej melodyjki w jakby nie patrzeć poważnej tematyce.
- The Attack of the Dead Man: utwór niby fajny, ale jednak dziwny. Niby buja, ale po fajnej zwrotce brakuje mocy w refrenie... tak jakby faktycznie śpiewały go "zombiaki". Utwór ten oceniam jako albumowy średniak, może być choć po zamianie go na inny utwór album straciłby niewiele, a mógłby nawet zyskać.
Nie pasują mi również dziwaczne gwizdki i elektroniczne dźwięki, które niekoniecznie dobrze wpasowują się w całość. 5/10
- Devil Dogs: znajome klimaty okolic z okolic Heroes'ów i "Smoking Snakes". Od połowy kawałka zaczyna być jednak ciekawiej, mostek strasznie wpada w ucho i nie chce wyjść z głowy. Im dalej w las, tym lepiej, ogólnie rzecz biorąc dobra rzecz w całej swej początkowej wtórności względem poprzednich utworów.
- The Red Baron: psioczyłem na ten kawałek strasznie od momentu jego wydania, natomiast po dłuższym obcowaniu z nim trochę się "uleżał" i nawet da się tego posłuchać. Dobrze zaczyna być mniej więcej od 1.43, po czy wskakuje świetne solo na hammondzie (żałuję że nie jest bardziej rozbudowane, była okazja na coś naprawdę dobrego i niespotykanego u Sabatonów) i jazda na gitarach. Podsumowując, mimo wszystko jest w porządku
- The Great War: sztandarowy Sabaton: ciężki, mroczny, melodyjny i patetyczny. Aktualnie utwór zajmuje zaszczytne miejsce w moim zestawieniu "Top 10" wszystkich kawałków zespołu. Miazga od samego początku, do ostatniej nuty.
- A Ghost in the Trenches: melodyjne heavy spod znaku Lordi. Utwór niczym nie wyróżnia się na tle albumu, ale odczucia przy odsłuchu jak najbardziej są pozytywne. Średniak z małym plusem, choć w moim odczuciu jest lepiej niż "pod Osowcem" Można poskakać do dyskotekowej perkusji, a refren pewnie też nieraz mimowolnie będzie nucony pod nosem.
- Fields of Verdun: dokładnie to co wyżej, lecz tym razem słychać tu melodyjny Accept ze starszych czasów. Pierwszy singiel z albumu, a jest do bólu standardowy nawet jak na Sabaton. Nie ma się nad czym rozwodzić, może być, a wcale nie musi.
- The End of the War to the end of all Wars: w tym miejscu dochodzimy do momentu, w którym to Sabaton nagrał coś, czego nie spodziewałbym się po nich. Utwór rozbudowany, w którym znalazło się kilka fajnych motywów. Po raz kolejny jest ciężko, mrocznie i patetycznie, ale w trochę innym wydaniu. Melodia i chóry bardzo przypominają mi to, co słyszymy na najnowszym krążku "Dimmu Borgir". Czuć tu klimat kończącej się wojny, w mostku zrezygnowanie i dramaturgię w chórach.
Bardzo chciałbym, żeby zespół poszedł dalej w tym kierunku, bo jest to droga dzięki której może brzmieć świeżo, z polotem, wzbudzając głębsze emocje.
PS: 3:22: "The Curse of the Black Pearl"? Kolejna bomba, i uśmiech od ucha do ucha. Rewelacja i jeden z najdojrzalszych utworów w całej karierze zespołu.
Oby tak dalej, czekam na więcej na kolejnych płytach.
- In Flanders Fields: interpretacja wojskowego poematu, i zarazem forma refleksji nad wszystkimi wydarzeniami opisanymi na płycie, jak i całą wojną w formie ogółu.
Coś pięknego, ciary na plecach i ogólne "wow". Lepszego zakończenia albumu prawdopodobnie nie dało się nagrać, a całość wykonana jest tylko i wyłącznie przez chór.
Całościowo album prezentuje się w moim odczuciu bardzo okazale. Nie wiem na ile jest to spowodowane totalnym rozczarowaniem, które miało miejsce po "The Last Stand", ale na chwilę obecną uważam że jest to najlepszy album Szwedów od czasów TAoW. W końcu z polotem, w końcu wszystko brzmi tak jak powinno, w końcu mamy fajną budowę utworów, i nawet chwilowe powiewy świeżości.
Po pierwszych singlach nie spodziewałem się aż tak dobrego albumu. Wyszło najlepiej jak chyba tylko się dało: dojrzale, z polotem i co najważniejsze, masą fajnych odczuć zafundowanych słuchaczom.
OBY TAK DALEJ!
Na koniec słowo dotyczące wersji historycznej: dzięki narracjom utwory są bardziej klimatyczne i pełniejsze, a głos czytający teksty przed utworami bardzo dobrze wpasowuje się w całość. Jest jednak pewien problem niezwiązany z samą muzyką.
Kupując tę wersję, musimy zapłacić prawie dwukrotność ceny wersji bez narracji i jesteśmy skazani na przeokropny, najzwyklejszy digipack.
Bardzo żałuję, że zniknęły moje ulubione digibook'i, bo uważam że takie wydanie idealnie oddałoby to, co znajduje się na albumie.
Czy w chwili obecnej warto dopłacić drugie tyle za narrację i tandetny kartonik? Śmiem wątpić
EDIT: album przesłuchany w pracy na słabych głośnikach.
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych użytkowników